Witold Łuczyński – blog historyczny

20 marca 2015
Kategorie: Bez kategorii

Czy można uczyć się historii na imprezach historycznych.

Opublikowano: 20.03.2015, 1:58

MaciejKisiel Wiesław-czylimrokiśredniowiecza

Rysunek Macieja Kisiela z książeczki „Wiesław – czyli mroki średniowiecza.” zachęcił mnie do podjęcia tematu dziwnych imprez historycznych. Od kiedy w Polsce znienawidzono nazwę „festyn ludowy”, na wszelkie sposoby, aby uniknąć tej nazwy, wymyśla się karkołomne zastępniki. Nie przytoczę prawdziwych nazw, bo niby dlaczego miałbym komuś robić przykrość.

Kiedyś usłyszałem, jako podsumowanie tego, co działo się na pewnym jarmarku, dowcip : „- Czy można uczyć się historii na imprezach historycznych? – Tak. Ale trzeba zabrać ze sobą podręczniki.”

Po ilości odbywających się w Polsce imprez, mających w nazwie odniesienie do historii, można by pomyśleć, że rozmiłowaliśmy się w naszej historii.  Jarmarki, turnieje, obrony, bitwy … Wrażenie okazuje się być złudnym, gdy przybędziemy na którąś z takich imprez. Nakryte słomianką stragany, chleb ze smalcem, bibeloty, duperele i … dmuchane zamki.

A gdzieś w kącie namiocik albo dwa, może trzy, a przy nich kilku obładowanych żelastwem spoconych facetów zalatujących wczorajszą popijawą. Przy ognisku zaś kilka dziewcząt, w usmarowanych dworskich sukniach mieszających, z nieszczęśliwymi minami, kaszę albo jakąś cienką polewkę.

I do tego rozwrzeszczane dzieci – „Mamo, popatrz, rycerz!”, „O! księżniczka!”

I nawet jeśli „rycerz” w samych gaciach rąbie drewno, a „księżniczka” szoruje brudne gary, nie ma co tłumaczyć, że to obozowe ciury a nie dwór. Bo jak inaczej mają reagować dzieci, jeśli o dawnych wiekach nie wiedzą nic ponadto, że byli królowie, rycerze i księżniczki. Organizatorzy imprez często też nie wykazują się szczególną wyobraźnią. Oprócz tzw. walk rycerskich, kowala, garncarza i kata, czegokolwiek innego ze świecą szukać.  No, ale najważniejsze, żeby było kolorowo i wesoło. To wystarczy. Chociaż… Nie do pogardzenia są wpływy z placowego od straganiarzy. Nieważne jakich.

Kreowany na większości imprez obraz średniowiecza, odległy od prawdziwego tak, jak Tatry od Bałtyku, utrwala jedynie pokutujące stereotypy, zamiast nieść ze sobą wartość edukacyjną.

Oczywiście – co wiem z własnego doświadczenia – są rodzice, którzy potrafią wyłowić wartościowe elementy i wskazać je swoim dzieciom, jest grono ciekawych świata dorosłych, którzy chcą rozmawiać i pogłębiać swoją wiedzę. A reszta?

Dlatego apel z mojej strony do wszystkich parających się historią – Jeśli macie Państwo możliwość wpływania na organizatorów imprez o charakterze historycznym, żądajcie aby na pierwszym miejscu była ich  wartość edukacyjna. Przecież i pikniki naukowe i noce muzeów udowadniają, że mądre nie musi być nudne.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.